środa, 20 marca 2013

Rozdział 8


Dziwne rozmowy

Cóż... Następne dni nie były wiele ciekawsze. Poniedziałek- całkowicie spędzony w szkole. Wtorek również bez zbędnych wrażeń. Dużo lekcji na których trzeba udawać, że się uważa. W rzeczywistości moje myśli nie mogły skupić się na niczym innym niż ostatnie wydarzenia. Była środa, godzina 14.07. Siedziałam na ławce przed szkołą rozkoszując się, tak rzadkim w Anglii słońcem, które łagodnie grzało mi twarz. Lekki wietrzyk rozwiewał moje rude włosy. Poły trenczu również pod jego wpływem delikatnie skierowały się ku zachodowi. Nagle usłyszałam nad sobą niski męski głos.
-Lukrecja Whitman?- zapytał. Otworzyłam jedno oko i stwierdziłam, że patrzę na owego trzecioklasistę, który zaczepiał mnie na korytarzu.
-Tak...-odparłam niepewnie.
-Mogę?-wskazał na miejsce obok mnie. Kiwnęłam głową zsuwając torbę na ziemię, aby nie przeszkadzała. Usiadł. Przyjrzałam mu się dokładniej. Był dobrze zbudowanym, wysokim, przystojnym szatynem o piwnych oczach, szatkujących ostro wszystko i wszystkich na około. Minę miał lekko znudzoną, jakby ktoś go zmuszał do tej rozmowy a sam nie bardzo miał na to ochotę. Uznałam, że to niezbyt grzeczne. Mógłby chociaż spróbować być bardziej przyjaznym, skoro już musi zakłócać mój spokój.
-A więc?-spytałam wreszcie po minucie uciążliwego milczenia.
-Wiem kim jesteś...- powiedział.
-To miło....-zadrwiłam, odwracając wzrok z powrotem w dal. Nie zamierzałam być miła dla kogoś, kto najwyraźniej miał mnie za osobę, która nie podchodziła pod kryteria osoby na jego poziomie.
- Nie jesteś tym kim myślisz, że jesteś.
-Ach tak?... A skąd wiesz za kogo ja się uważam? Hę?
-A za kogo się uważasz?-spytał natychmiast szczerząc zęby.
-Nie twój interes…-mruknęłam. Ten facet najwyraźniej sam nie wiedział, czego chciał. Nawijał co mu ślina na język przyniosła. Chyba, że… Nie to nie możliwe! Nie mógł wiedzieć.
-Co z błyskotliwa odpowiedź! Ale mnie nie obchodzi twój interes, chcę tylko sprawdzić.
-Co chcesz sprawdzić?
-Czy na pewno wiesz, że jesteś tym, kim ja myślę, że ty jesteś.
-No jasne! Bo chyba bym się obraziła, gdybyś powiedział jaśniej!
-Jesteś w niebezpieczeństwie!- prawie krzyknął. Mierzyliśmy się spojrzeniami, przez jakieś kilkadziesiąt sekund, po czym odpowiedziałam spokojnie:
-Wiem.
-To dobrze.- stwierdził. Wstał zarzucił plecak na ramię i odszedł. Zbita z tropu zawołałam z nim.
-Hej! Jakieś słowo wyjaśnienia, może!?
Odwrócił się. Spojrzał na mnie dziwnym wzrokiem i powiedział:
-Nie mam ci czego wyjaśniać.- przeniósł wzrok gdzieś za mnie, podniósł brwi, uśmiechnął się ironicznie pod nosem, pokręcił głową, odwrócił się na pięcie i odszedł zostawiając mnie z mętlikiem w głowie i w kompletnym osłupieniu. Po chwili powód jego pożałowania stanął koło mnie i zapytał:
-Czego chciał ten koleś? Czyżbyś miała nowego adoratora?! Lukrecja wyhamuj trochę! Ale przystojny był trzeba ci przyznać.
Spojrzałam na nią z niedowierzaniem.  
-Roma, serio?!... Ty tylko o tym…Nie, adoratorem to on stanowczo nie jest… Idziemy? Myślałam, że się nie doczekam. Ile ty poprawiałaś ten sprawdzian?
***
Cały następny dzień próbowałam dopaść go na korytarzu, nie mogąc wyzbyć się narastającej ciekawości i pytań, które kłębiły się w mojej głowie: Kim on jest? Skąd wie o Anastazji? Skąd wie kim ja jestem? Co mógłby mi jeszcze powiedzieć na ten temat? Itp. Opowiedziałam przyjaciołom o dziwnym spotkaniu. Każde z nich zareagowało inaczej: Tytus- „Może się wreszcie czegoś dowiemy”, Roma-„Przystojniak! A może to on jest tym złym! Wiesz taki boski czarny charakter.”(Co Tytus skwitował ponownie stwierdzeniem : „Za dużo czytasz”.) Szymon był tylko lekko zdziwiony, ale nie pochwalał tego, że chcę się spotkać z tym facetem.
Nie musiał się jednak martwić. Ów facet bowiem wcale nie miał ochoty się ze mną zobaczyć. Za każdym razem gdy już prawie go miałam zwinnie mi się wymykał, ratując się ucieczką- albo wdając się z kimś w rozmowę, przyspieszając kroku, znikając z rogiem, albo wchodząc do męskiej toalety.
W piątek jednak nie wytrzymałam (wizja całego weekendu w niepewności przerażała mnie) i nie zważając na to, że jest otoczony stadem ryczących ze śmiechu maturzystów stanowczo skierowałam się w jego stronę. Kolana jednak mi zmiękły gdy podeszłam bliżej. Każdy z nich miał bowiem z metr osiemdziesiąt siedem lub nawet dziewięćdziesiąt a ja jedynie metr siedemdziesiąt (z którego, nawiasem mówiąc, byłam bardzo dumna).
-Przepraszam- powiedziałam pukając go w ramię.-Musimy pogadać.- chłopcy umilkli. Każdy z nich patrzył na mnie. Jedni rozbawieni, drudzy zdziwieni jeszcze inni wyczekująco.
-Nie widzisz, że rozmawiam.- warknął główny zainteresowany gromiąc mnie wzrokiem. Przez chwilę zabrakło mi tchu ze zdenerwowania. Prawie się go bałam gdy tak patrzył na mnie z góry, swoimi piwnymi oczami. Lukrecja weź się w garść! Wzięłam głęboki oddech i odparłam:
-Oh! Przepraszam, że Wielmożnemu Panu przeszkodziłam.- wycedziłam z największym sarkazmem na jaki było mnie stać.- Być może nie było by to konieczne, gdybyś mnie przez ostatnie dwa dni tak nie unikał. A teraz to MY musimy porozmawiać- Piorunowaliśmy się spojrzeniami przez jakieś dziesięć sekund, gdy w końcu odezwał się jeden z jego kolegów.
-Daj spokój Ben! Takiej propozycji się nie odmawia. Tracisz tylko czas.-Ha!
Ben (wreszcie wiem jak się nazywa) jeszcze się wahał.
-Umówisz się ze mną?-wypalił inny jego kolega (to było skierowane do mnie, nie do Bena)-Wiesz jak Ben nie chce to jego problem, no nie?-puścił do mnie oko i uśmiechnął się szeroko. Był blondynem o niebieskich oczach i śniadej cerze. Odwzajemniłam uśmiech rozbawiona.
-Nie słuchaj go. Ten sam kit wciska każdej dziewczynie. Jeśli już masz się z kimś umawiać to prędzej ze mną!- wtrącił inny
-Ona nie będzie się z nikim umawiać.- warknął Ben- Zaraz wracam. Idę porozmawiać , zanim zaczną padać tu jakieś niemoralne propozycje.- i dość brutalnie pociągną mnie na dziedziniec szkolny.-Sorry za nich. Cierpią na podwyższony poziom testosteronu. A więc, o co chodzi?
-A o co może chodzić? Mam ci do zadanie kilka pytań. Mianowicie: kim jesteś i skąd wiesz o mojej sytuacji?
-Co to za odpytywanie…
-Odpowiedz!- przerwałam mu- Uważam, że to nie uczciwe tak mnie pozostawiać w niepewności. Najpierw mówisz mi, że coś wiesz, a potem, że nie masz mi co wyjaśniać. Jeśli nie chciałeś zwracać mojej uwagi na siebie, trzeba ci było siedzieć cicho. Myślę, że jesteś mi winien wyjaśnienia.- powiedziałam to wszystko na jednym oddechu i dość stanowczo (w każdym razie miałam nadzieję, że było stanowczo). O dziwo, jakby trochę się zmieszał. Westchnął i powiedział już trochę łagodniej.
-Ok, przepraszam. Masz rację. To może zaczniemy jeszcze raz. Jestem Beniamin Bryce.- podał mi rękę
-Lukrecja Whitman- Uśmiechnęłam się uścisnąwszy jego dłoń. Niech wie, że potrafię zachować się honorowo. Szczególnie, że wyglądało na to, że naprawdę jest mu głupio.
-Naprawdę chciałbym ci wszystko opowiedzieć, ale po prostu nie mogę. Chciałbym tylko abyś zdawała sobie sprawę z powagi sytuacji. Jak przez te siedemnaście lat byłaś bezpieczna, tak teraz nie jesteś, oni już prawie są na twoim tropie.
-Oni?
-Tak.
-To nie jest jeden wariat?
-Już nie jeden… ale ja w ogóle nie mogę z tobą na ten temat rozmawiać. To skomplikowana sytuacja. Nikt nie może się dowiedzieć, że cokolwiek ci powiedziałem, rozumiesz? To zaszkodzi nie tylko tobie ale również i ja znajdę się w sporych tarapatach.-zmieszałam się-Co? Błagam cię, nie mów, że już komuś powiedziałaś!
-Przyjaciołom…
-Shit! Kobiety…
-…ale oni potrafią dotrzymać tajemnicy!
-Ilu ich jest?
-Troje.
-Za dużo…
-Gdybyś wcześniej ze mną normalnie porozmawiał to bym wiedziała- próbowałam się bronić
-Nie próbuj zwalić winy na mnie! Czy dziewczyny nie potrafią trzymać języka za zębami…?!
-Potrafią, ale nie są jasnowidzami…
-Dobra, już dobra… Sorry, za bardzo się uniosłem. Liczę na tych twoich przyjaciół.
-Powiedz mi jeszcze, kto był prekursorem tych szaleńczych działań?- jego twarz się napięła, obciągnął lewy rękaw bluzy, rozejrzał się z przestrachem na około, zrobił krok w moją stronę i jękną:
-Lukrecja, wybacz mi ale ja naprawdę nie mogę- stał teraz tak blisko, że poczułam zapach jego perfum- Błagam nie pytaj się o więcej, kiedyś ci to wyjaśnię, ale nie teraz. Powiedz mi jeszcze ostatnią rzecz, kiedy skończysz osiemnaście lat?
-Co?- wykrztusiłam zdziwiona- Co to za pytanie…
-To ważne.-przerwał mi
-22 czerwca.
-To za miesiąc…Fu’k! Mało czasu…
-Czasu? Na co?- spytałam z nadzieją, ze mi odpowie, ale potrząsnął tylko głową, rzucił mi groźne spojrzenie i odszedł zostawiając mnie z jeszcze większym mętlikiem w głowie.

***
Przez całą drogę do domu myślałam o tym, czy powiedzieć przyjaciołom o rozmowie z Beniaminem, czy zachować to dla siebie jak radził chłopak. Z drugiej strony Szymon, Tytus i Roma nigdy jeszcze mnie nie okłamali, więc czemu miałabym im mówić, że owej rozmowy nie było. Dowiedziałam się przecież istotnych informacji, które może by pomogły nam, ruszyć się z miejsca. Jeśli chodzi o zaufanie to miałam do nich bezgraniczne zaufanie. Szczególnie, że gdyby nie oni nigdy bym się nie dowiedziała o czyhającym na mnie niebezpieczeństwie. Ale On powiedział, że też będzie miał kłopoty. Był taki poważny… Nie!
Podjęłam już decyzję. 

3 komentarze:

  1. Mam taki mały problem... Potrzebuję więcej.
    Tęsknię <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam, tu Heather z land-of-grafic, gdzie zamawiałaś szablon.
    Wylądowałam w szpitalu na długi, długi okres, musiałam wziąć urlop na czas nieokreślony, lecz bardzo możliwe, że będę mogła pobrać program graficzny na laptopa i zająć się moją kolejką, dlatego proszę zostawić tutaj ( http://szabloniarka-heather.blogspot.com/p/kolejka.html ) komentarz ''Wciąż chcę, by zrealizowano moje zamówienie / Nie chcę już szablonu, rezygnuję z zamówienia'' .
    Jeśli chcesz zmienić swoje zamówienie, pisz na e-mail heatherowwa86@gmail.com , gdyż gg na tym laptopie nie posiadam.
    Z góry dziękuję, to bardzo mi ułatwi sprawę. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń